To już jutro...nie wierzę...
Walizki stoją w przedpokoju już spakowane, dołożę jeszcze tylko kilka rzeczy. O dziwo zmieściłam się w tych 23 kg.
Pożegnanie na lotnisku w dalszym ciągu mnie przeraża...z mamą będzie najciężej.
To chyba tyle, następną notkę napiszę pewnie z NY. Wtedy będę miała się o czym rozpisywać :D
ps. Dzisiejszą notkę sponsoruje Hugh :) :
No to pa :)
Powodzeniaaa:))
OdpowiedzUsuńMiłej podróży!
OdpowiedzUsuńCzekamy na post z NY :)
jestem największą beksą na świecie... ale pamiętaj co Ci mówiłam... z kalek się nie można śmiać Hani!
OdpowiedzUsuń(czytam tą notkę i dalej mam świeczki w oczach, wiesz? jestem żalowa :P)
powodzenia! ;) jak sobie pomyśle o swoim pozegnaniu z najblizszymi to juz mi sie plakać chce.... ale damy rade, i wrocimy (albo i nie;D) z mega wspomnieniami, i wtedy beda lzy szczescia;)
OdpowiedzUsuńA czemu nic nie piszesz?
OdpowiedzUsuń